Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.
3
LILI

Gałkowska uderzyła go oczami i siadła obok Korczewskiej na koszu, okrytym dywanikiem z różnokolorowych skrawków.
— Zdaje mi się, że zrobiliśmy wielkie głupstwo, odchodząc od Stobińskiego. Korczyński mógł rozbić towarzystwo, bo państwo macie fundusze... macie protektorów... macie swoje plany...
— Mamy figę marynowaną. Pleć pani, pleć... raz... dwa... Mamy fundusze! Józio wczoraj zastawił futro! trzy... cztery...
— Ale cóż my zrobimy? My, którzy futer nie mamy do zastawienia! Cały tydzień już się nie gra! Wie pani, pisał dzisiaj Oleś do Jańcia, że onegdaj grali w Kole, spektakl był nabity; mieli w kasie ośmdziesiąt rubli! Ośmdzie-