cił je na jego dumną głowę, zabiło jej gwałtownie serce, przejął ją jakiś żar i do oczów napłynęły łzy. A gdy oskarżenia coraz cięższe jęły bić w niego niby toporem, w jej duszy, jakby na chuście Weroniki, odbił się cień jego przesmutnej, męczeńskiej twarzy, pochylającej się coraz niżej. I wtedy zrozumiała: Oto sprawiedliwego sądzą faryzeusze i katy. Jej polskość wiecznie szczuta, prześladowana i tępiona przez takich samych gnębicieli, stanęła po jego stronie. Ze wszystkich bowiem wywodów oskarżenia, pojęła to jedno, że oskarżony walczył z carem i bronił uciemiężonych. Więc tem okropniej odczuła zarzut kradzieży, rzucony na jego większe pohańbienie. Apostoła chcieli utopić w błocie! Świętego powlekli na złodziejską szubienicę! Zaprotestowała mimowoli; zaprotestowała całym żarem i całą głęboką, szlachetną wiarą. Stanęła nieulękle w obronie nietylko jego, ale i w obronie tych wszystkich świętości człowieczej duszy, jakie się w niej zbierały z pokolenia na pokolenie. Nie darmo była z krwi unickich męczenników, głosy pokoleń pomarłych za wiarę przemówiły przez nią. I w świętych ogniach porywu bohatersko wydała się ze wszystkiego. Z podniesionem czołem i z niewypowiedzianą dumą przyznała się do winy i zapragnęła być ukaraną na równi z oskarżonymi.
I była pewna, że nie minie jej korona męczeńska, do której tęsknie wyciągała ręce. Przecież nie pierwsza w swoim rodzie umrze za swój naród i wiarę. Marzyła, snując ekstatyczne wizje męki i cierpienia, na które była gotową się dać. Noc jej przeszła na żarliwej rozmowie z duszą własną i Bogiem, któremu dzię-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu/110
Ta strona została przepisana.