mi, chodziła do obory, zaglądała do świń, próbowała tkać derę zaczętą jeszcze przed aresztowaniem, sypała jaglaną kaszę kurczątkom na środku izby, odpędzała wrony krążące nad gąsiętami w sadzie, a wszystko kończyło się jednem:
— Po co mi to? Ze sobą nie zabiorę. Ten dorobek całych lat ciężkiej pracy był jej teraz zupełnie obojętnym. Żarła ją przytem jakaś tęsknica i nuda. Mikoła uprosił, że obejrzała żyta i pięknie wschodzący groch. Przytakiwała jak chciał, lecz nic ją nie obchodziło.
Na świecie była wiosna, dogrzewało słońce, świergotały ptaki zajęte budowaniem gniazd, brzęczały pszczoły, z krzykiem i dudnieniem przelatywały pociągi, na polach pełno było ludzi, czasem niosła się wesoła piosenka, wierzby nad drogą dymiły cudną młodą zielenią i zapachami jak ołtarze, powietrze dyszało szczęściem, — drażniło ją to wszystko aż do bólu. Nie pozwalało skupić się w sobie i zamarzyć, jak tam za kratami. Nie mogła znaleść samotności, żeby w ciszy nieskończonych godzin, mogła nasycać się do woli myślą o śmierci.
— Niema tu dla mnie miejsca. — Medytowała, czując, iż wszelkie wiązadła łączące ją z ludźmi, ziemią i światem, popękały. I oto patrzy się na dawne sprawy, jakby już z drugiego brzegu, zupełnie obojętnie i prawie z niechęcią. I nawet z ulgą zbywała się pamięci tego, jakby nadmiernego ciężaru. Stokroć wolała te nieuchwytne a upajające marzenia, które ją spowijały w przesłodki, kołyszący tuman i niosły w zapomnienie o sobie.
Tymczasem rozniosła się po wsi wiadomość o jej powrocie, i co ciekawsze kumy, krewniaki i znajome,
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu/133
Ta strona została przepisana.