Strona:Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu/135

Ta strona została przepisana.

wziął, przyległa do jego, a dom też, — z kolei jakiś nowy urzędnik szuka mieszkania, inwentarze i wszelki porządek sprzedać za gotowy grosz. Tak rozumiem. Na długo cię puścili?
— Adwokat wspomniał o dwóch tygodniach albo i dłużej.
— Trzeba się spieszyć, żeby potem nie było łapu capu i za psi grosz.
— Do trumny pieniędzy nie wezmę, a co z niemi zrobię, zobaczycie.
— Twoje wszystko i masz prawo z tem robić, co ci się podoba. Cóż będzie z Oksenią?
— Ona już postanowiła o sobie i u mnie rady nie szukała! — zawołała mściwie.
Nie chciała słuchać żadnych przedstawień, iż rozeszli się prawie pogniewani.
Nazajutrz przyszedł sołtys traktować o dzierżawę ziemi, a skończył, — wstawiając się za dziewczyną. Po nim przychodziły najpoważniejsze gospodynie również wstawiać się za Oksenią. Wysłuchiwała cierpliwie, lecz odprawiała je niczem. A któregoś dnia przed wieczorem przyszedł sam pop i wręcz oświadczył, że Jarząbek chętnieby się z Oksenią ożenił, ale niema mieszkania i potrzebuje tysiąc rubli na urządzenie.
— Jarząbek gorszy od złodzieja, gorszy od zbója — przerwała mu gorączkowo. — Wkradł się do mojego domu, jak co poczciwego. Takichbym wieszała! Zgubił dziewczynę, a teraz chce za to zapłaty. Potrzeba mu pieniędzy na pijatyki.
— Mogliby mieszkać przy was, na drugiej stronie — ciągnął spokojnie pop. — Dalibyście im obsie-