Strona:Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu/184

Ta strona została przepisana.

Proletarjusze wszystkich krajów łączcie się! Zaśmiała się naraz w strasznem rozdrażnieniu. Będzie wam milej zdychać na jednym śmietniku. A zakopią was głęboko, jak wściekłe psy. I nieprzekopaną warstwą wzgardy was zasypią — szarpała się rozpaczliwie, wybuchając płaczem. Ale te łzy nie przyniosły jej ulgi, zatapiając ją w nowych a sroższych jeszcze udręczeniach.
— Stefan! Stefan! — łkała, wyciągając namiętnie ramiona. Zawył w niej przyczajony głód pocałunków, i pieszczot, i miłości. Głód tej samej wielkiej miłości, jaka ją kiedyś obłąkała i, wyrwawszy z cichej wsi polskiej, rzuciła na bezdroża życia rewolucjonistów. Głód tych samych uniesień, tego straszliwego szczęścia i tej samej wiary w siebie, w ludzkość i w ukochanego!
Przez sen jeszcze płakała i, wijąc się w mękach, zrywała się z pościeli z krzykiem, że Łusia wystraszona, zaglądała do niej parę razy.
Ale rano, chociaż śmiertelnie wyczerpana i z twarzą mokrą od łez, zerwała się mężnie na nogi. Czekał ją zwyczajny dzień ciężkiej pracy i zwykłych kłopotów. Nie ulękła się: na dno serca, głęboko jak trupy, pochowała zawiedzione nadzieje, zaś buntownicze myśli splątała w żelazne nakazy woli już panującej nad sobą. Wstydziła się tych chwil słabości, przypisując je przemęczeniu wczorajszemi wrażeniami. I obwinięta po szyję w niebieski fartuch, w szkaradnym żydowskim czepku, obrzeżonym zieloną falbanką, w filcowych sliperach na nogach i w gumowych rękawiczkach, wyniosła i piękna pomimo tego stroju, jak codzień gotowała kawę swym bortnikom a po ich wyjściu, zabrała się do sprzątania pokojów, słania łóżek, trzepania dywanów i mycia podłóg.