artykuł pod tytułem: „Burżuazyjne klempy“. Dała w nim folgę swoim upokorzeniom dzisiejszym. Wylała cały kubeł pomyj na bogaczki, próżnujące po kawiarniach. Naturalnie, nie odbyło się bez zwykłej frazeologji: o głodnych matkach, o dzieciach ginących z zimna, o wyzysku, o tuczeniu się krwią pracujących i t. p. I aby jeszcze mocniej uwydatnić ohydę życia tych klemp burżuazji amerykańskiej, jęła wynosić i sławić skromność, pracowitość i wszelakie cnoty kobiet niemieckich.
Znacznie się uspokoiła po napisaniu, jakby jej kto krwi upuścił. Stara Tekla poniosła artykuł do redakcji. W jakąś godzinę Merda już odpowiedział:
— Nadzwyczajny, ale drukować go nie możemy — telefonował. — Amerykanka to Tabu! Dotknąć je, to znaczy, że jutro mielibyśmy zdemolowaną redakcję i przenicowane pyski. Pani dzisiejszy artykuł wywołał niebywały skandal! Prawda, poszły trzy nakłady, wolałbym jednak, żeby się go było nie drukowało. Wywołał taką wściekłość, że mi wciąż wymyślają telefonami, i grożą obiciem i szubienicą. Strachy na lachy, ale niepotrzebnie, zwłaszcza w tym czasie, rozpętaliśmy przeciwko sobie nową burzę. Well! Topór się z niczem nie liczy, a ja mogę grubo zapłacić!
Narzekał, głęboko zaniepokojony o następstwa.
Przerwała rozmowę, przysięgając sobie w rozgoryczeniu, że już nigdy nie tknie pióra.
Mr. Jack przyszedł na kolację, obiady jadał na mieście. Był dzisiaj dziwnie wstrzemięźliwy w rozmowie. Unikał jej wzroku, a przyglądał się z pod ściągniętych brwi, gdy tego nie widziała. Coś jakby taił w sobie a co, podrażniało jej ciekawość.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu/206
Ta strona została przepisana.