Strona:Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu/211

Ta strona została przepisana.

prawowitą rosyjską nihilistkę. Brakowało ci tylko baszłyka i kaloszy — śmiał się.
— Czemuś mi nie zwrócił uwagi? — miała żal do niego.
— Do uwag trzeba ci było dołożyć pieniędzy, a tego zrobić nie mogłem — zaziewał i nie chcąc słyszeć nawet o obiedzie, spał dalej.
Księżniczka z nakupionemi skarbami zeszła do kuchni, gdzie było najwidniej i przy pomocy Łusi i przywołanej znajomej szwaczki, zajęła się przymierzaniem i dopasowywaniem jakiejś paradnej sukni. Co chwila słychać było głos:
— My God! jaka pani śliczna! Very nice! — wykrzykiwała szwaczka zapchanemi przez szpilki wargami, opinając ją na wszystkie strony, Łusia zaś obchodziła ją dookoła, dotykała z lubością palcami fałdów sukni i szeptała z zachwytem:
— Śliczności, nie suknia! Teraz będzie pani ustrojona, jak prawdziwa dziedziczka!
Śmiała się z tych naiwnych zachwytów, ale sprawiały jej przyjemność.
O zmierzchu przyszło kilku najbliższych przyjaciół celem ułożenia programu massmeetingu, jaki mieli urządzić w najbliższym czasie.
Topór jeszcze leżał w łóżku, obsiedli go, robiąc jeneralną naradę i kłócąc się zawzięcie o treść rezolucji, jaka powinna była być uchwalona. Merda najczęściej zabierając głos, usilnie zalecał ton umiarkowany, niedrażnienie przeciwników politycznych a zwłaszcza władz amerykańskich. Mr. Koohn, młody człowiek o zapalczywie zakrzywionym nosie i grubych murzyń-