Strona:Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu/99

Ta strona została przepisana.

na. Chwilami przejmowało ją zdumienie, że jest jeszcze między swoimi.
Tegoż wieczora zjawił się niespodzianie Jarząbek, przyniósł harmonijkę i pełne kieszenie karmelków, jakie miały być rozdawane dzieciom. Cały wieczór, jakby nigdy nic nie zaszło, przygrywał, opowiadał o procesji, cukierkami częstował nawet Mikołę, że rozruszali się wszyscy i poweseleli, od Okseni aż łuny biły nieukrywanej radości.
— Pewnie koleje ruszą, bo Jarząbek bije na buntowników, — zauważył po jego wyjściu Mikoła.
— Niema sumienia, to zawsze pójdzie z mocniejszemi — wyrzekła smutnie Jaszczukowa.
Istotnie, w parę dni potem, koleje ruszyły, jak przewidywał Mikoła, zaś Jarząbek zaczął znowu przychodzić wieczorami, opowiadając radośnie o złamaniu strajków, o zgnieceniu rewolucji, i o masowem rozstrzeliwaniu buntowszczyków. Przechwalał się w sekrecie, że pomagał ich tropić i wyłapywać. Udało mu się bowiem w jakiejś przesyłce kolejowej przewąchać broszury i rewolucyjne proklamacje, więc żydków, którzy je odbierali, zatrzymał.
— Sto rubli dawali wziątki, żeby ich puścić — szeptał, bohatersko tocząc oczami — ja tego sukinsyna w rożę i do wachmistrza! Będzie jemu ciepło... — śmiał się uszczęśliwiony.
Korzystając z tej sposobności Jaszczukowa, skierowała rozmowę na zbiega.
— Dawno wisi! Za takie sprawki sąd wojenny i szubienica — upewniał przekonany.
Nie uwierzyła temu i nazajutrz poszła na stację do wachmistrza i, pod pozorem dowiedzenia się, co się