Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.
— 110 —

Byłby się rzucił na ziemię i całował ją z uniesieniem, byłby klękał przed każdą chałupą, przed każdy sadem, przed każdą stodołą, i byłby się modlił do każdego kamienia, do tych topól, co stały nad domami, do tych świateł w oknach, do gwarów, do tej wsi całej, drogiej... kochanej... rodzonej... Ale już nie miał sił, to szczęście go wyczerpało do cna, wlókł się jak umierający, nieprzytomny, a tylko resztkami życia, resztkami sił, aby się ino dowlec do chaty... aby się ino dowlec do progu i choćby tam zaraz zamrzeć.
— O Jezus! O Marya! — szeptał i już nie wiedział jak, nie wiedział kiedy, dowlókł się pod chałupę matki, nie mógł już drzwi otworzyć, tylko upadł przed progiem i wybuchnął strasznym płaczem...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·