Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.
— 116 —

dny sierota?... Gospodarski syn, powinien był siedzieć na groncie, na półwłóczku, co najmniej, a służyć musiał. Skrzywdziły go te piekielniki! A kto go namówił do złego? Braciszki zapowietrzone chciały się go pozbyć, aby procesu nie wygrał... A teraz wszystkie psy szczekają: Tomek złodziej... złodziej! A ścierwy! a psy! — wołała namiętnie, z wielkiej żałości aż ryknęła płaczem.
Nie mówiły już, dziecko płakało coraz ciszej.
Za oknami po grudzie dudniło kilka wozów i ludzkie głosy brzmiały na mrozie.
— Powiedają we wsi, że za wodą siedzą dwie złodziejki! Ale niech im tego Pan Jezus nie pamięta — szepnęła łzawo Winciorkowa.
Tekla, która wyszła na chwilę, powróciła z dzieckiem, usiadła przy kominie, wsadziła mu w usta chudą, obwiśniętą pierś i rzekła:
— Po połowie jest ino sprawiedliwo... bo przecie wasz Jasiek nie kradł...
— A na trzy roki wsadziły go do kreminału... — szepnęła cicho.
— Bo sprawiedliwości na świecie niema, nie było i nie będzie!
— Przyjdzie Pan Jezus, przyjdzie, a uczyni wszystkim sprawiedliwo...