zwił, czy nawet wedle chorego bydlęcia, albo niech się dziecko przesunęło, abo kiej kto był pogryziony przez zepsutego psa — dochtorka była rzetelna. A mówili pocichu, że miała złe oczy, bo jak na chłopa Jędrkowego spojrzała za te gruszki, co jej oberwał, to bez całą zimę go cięgiem łamało po kościach; że mleko umiała odmawiać, że... ale tego dość było, dość. Ale że z księdzem była w zgodzie i kościelne szmatki pierała, że do bractwa należała, a jak się komu pomarło, to już nikt lepiej nie umiał od niej czy modłów, czy śpiewania, czy wypominków przy żałobnym chlebie — więc nikt jej nie powiedział marnego słowa. Bo przytem i cicha kobieta była, spokojna, pracowita, pobożna. Rano przededniem, czy na odwieczerzu, to zawdy słychać było w jej chałupie pobożne śpiewania, a co już gruntu, to i najlepszy gospodarz nie obrabiał lepiej.
— Mądra kobieta — mawiali o niej starzy chłopi.
— Kiej mruk, a patrzy na ludzi, że i dziedziczka nie lepiej potrafi.
— A bo to cięgiem na plebanii siedzi, to się tak spanoszyła.
— Taka mądra, taka pani, a chłopak siedzi w kreminale.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.
— 123 —