— Im ta ino jeżdżenie w głowie a zabawa...
— Nie mają na to?
— Prawda, prawda...
Nastka wzięła na odwagę, bo cichym, przełzawionym głosem zapytała:
— Nic nie wiecie?
— A bo co? — burknęła stara ostro, bo ją strach nagły przejął.
— Bo to widzicie, bez trzy noce nie spałam, ażeby mi się cięgiem nie śnił...
— Nie turbuj się o niego. Przez ciebie on marnieje, przez ciebie! No, cicho... nie mówię przez złość. Juści że wiem coś tego nie chciała, nie płacz — uspokajała ją, posłyszawszy w ciemności cichy płacz dziewczyny.
— A przyjdź kiedy do mnie... — rzuciła jej przed rozstaniem.
Nastka popatrzyła na chałupę i, płacząc, cicho zginęła na drodze, ciągnącej do dworu.
Stara czuła się poruszoną, w izbie nie było Tekli, tylko z drugiej strony dochodził ją monotonny głos, jakim usypiała dziecko. Jasiek spał wciąż. Nie obudził się nawet, gdy go jeszcze przyodziewała kożuchem, bo w alkierzu zimno było.
— Winciorkowo! — rozległ się głos w pierwszej izbie.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.
— 131 —