Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.
— 142 —

pisarzowa, z papierosem w zębach, który zapalała co chwila.
Winciorkowa schyliła się na przywitanie.
— Co powiecie?
— A to... wedle tego papieru... ino mendel jajków, bo jeszcze kury mało niesą... — szepnęła, rozwiązując chustkę i kładąc ją przy jej nogach.
— Świeże, co?
— Parę dni mają.
— U was prośba jest? — pytała, przeglądając równocześnie jajka pod słońce.
— A juści, juści... A to jakiś papier przyszedł o moim synu, tym, co to... co to siedzi... bo to pani wie... że...
— Idźcie do kancelaryi... ja tam zaraz powiem mężowi.
— Bóg zapłać pani! — szepnęła i wyszła.
— Adam! powiedzieć mężowi, że u Winciorkowej jest prośba! — krzyknęła przez drzwi i powróciła, zapaliła papierosa i przeglądała dalej jajka.
Winciorkowa weszła do kancelaryi, pochwaliła Boga, a że jej nikt nie odpowiedział, stanęła cicho przy drzwiach i czekała. Pisarz ubierał się dopiero, co chwila ginął w sąsiedniej izbie i powracał z jakąś częścią garderoby, którą