O Panie miłości, o Panie dobroci,
Usłysz wołanie moje!
Usłysz żebrzący głos duszy mojej i przebacz mu!
Przebacz mu, Panie, to męka obłąkała duszę jego.
O święty! o nieśmiertelny, o Boże mój, łzami serca, miłością, bólem, pokorą wołam do Ciebie, przebacz! Zmiłuj się nad nim!
Wołała drżącym, głębokim głosem, i sznury perłowych łez płynęły z jej cudnych oczu, a twarz płomieniła się najwyższą ekstazą błagania, miłości, rozpaczy i strachu. Trzęsła się, rozchwiana huraganem zgrozy, i całą mocą uniesienia rzucała czystą duszę pod stopy Pana i krwią serca żebrała zmiłowania dla niego.
Oniemiał!
Zwinął się w kłębek i wlepił w jej twarz rozpalone oczy, przełzawiony głos przenikał go ogniem, radością, siłą, a te łzy rozpaczy, jakie wylewała za niego, ten krzyk płomienny duszy wierzącej, owiewał go żarem dziwnym, lubieżnym ogniem chodził mu po kościach, przyśpieszał
bicie serca. Nie słyszał słów, nie rozumiał ich, patrzał na nią, na jej twarz cudną, całował ją oczyma.
— Nie warto się modlić za mnie! — wysze-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.
— 11 —