Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.
— 147 —

świstów, wszystkich głosów nocy... bo się jej strapionemu sercu wydawało co chwila, że już słyszy szczęk pałaszów, że już idą po niego...
Wtedy zrywała się, zasłaniając drzwi do alkierza, i takim strasznym, pełnym rozpaczy wzrokiem patrzyła, jakim tylko matka w obronie swego dziecka patrzeć może.
Ale nikt jeszcze nie szedł, to tylko noc szła i deptała świat wichrami.
Dobrze już przed północą zapukał ktoś delikatnie do drzwi i wsunęła się przemoczona, zziębnięta Nastka.
— Nie, siadać nie siądę, zaraz muszę wracać. Przyleciałam wam powiedzieć... Jezu, jakiem się zatchnęła, że we dworze u państwa mówili... co Jasiek uciekł z więzienia...
— A ty go chcesz wydać, Judaszu! — szepnęła stara.
— Jezus miłosierny! co wy powiadacie! Adyć zlitowania nie macie! Jabym Jaśka wydała, ja, cobym każdą kosteczkę dała za niego!...
Płacz nagły powstrzymał jej mowę, zaciągnęła chustkę na oczy i uciekła, tylko z ciemności słychać było coraz słabiej odgłos jej trepów...
— Nacierp się i ty, najedz się bolenia, jak