Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.
— 150 —

roki odsiedział niesprawiedliwie, chociaż nie winowaty?!... A tyla zbójów chodzi wolno po świecie! Oj, choćby ten Jadam Brzostek, o którym wszyscy wiedzieli, że trzyma spółkę ze złodziejami, abo ten Michalak, o tem też wiedzą, że zabił człowieka. A oni chodzą wolno! Dlaczego tak jest? To nie jest sprawiedliwie, nie. Dlaczego tak jest?
I długo snuła te nieskończone «dlaczego», aż w końcu sen ją zmorzył, że ocknęła się dopiero o świtaniu.
Ale dzień nowy nie przyniósł rozwiązania, przeciwnie, cierpienia jej wzrosły, i bunt jej przeradzał się zwolna w nienawiść do świata i wszystkich ludzi wolnych.
Jaśkowi nic nie było lepiej, pomimo, że mu raz wraz stawiała bańki na plecach i bokach, i aby upuścić mu nieco krwi, przecinała te wzdęte pęcherze dobrze wyostrzonym kozikiem.
A Tekla w południe, przyszedłszy na obiad z pańskiego, szepnęła:
— We dworze już wiedzą... na wsi gadają...
— I co? co?
— Hano co! Rządca powiedział do parobków, że kto Jaśka złapie i dostawi do kancelaryi, to dostanie od niego dziesięć rubli i garniec gorzałki...