Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.
— 159 —

ostawisz!... — jęczała, obejmując go sobą i płacząc krwawemi łzami rozpaczy...
— Kiej mi jest źle, matulu... kiej mi tak źle... tak źle... — skarżył się cicho, zapadając w półsen, pełen widzień i majaczeń...
Przesiedziała przy nim noc całą z trwogą najwyższą, bo się jej wydawało co chwila, że już umiera, więc go chwytała w ramiona, przyciskała do serca, ogrzewała własnem ciałem jego stygnące członki, szalała z rozpaczy, aż nad ranem padła na ziemię, rozkrzyżowała ręce i głosem, pełnym krzyków, skarg, żalów i próśb, pełnych krwi serdecznej, żebrała zmiłowania u Matki Najświętszej...
Na dworze była jeszcze noc ciemna, noc pełna deszczów brzęczących nieustannie po szybach, pełna zielonawych ciemności, które zalewały izbę smutkiem beznadziejnym i opuszczeniem, gdy Jasiek podniósł się na pościeli i wielkim głosem zawołał:
— Księdza! Księdza!... i upadł bezwładnie na poduszki...
Winciorkowa ledwie się dnia doczekała, zostawiła Teklę przy chorym; wzięła z grzędy kurę pod chustkę i pobiegła na plebanię.