Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.
— 191 —

rabiać się nie dam, nie... Dziewkę se ano weźmiemy, żeby ci lżej było...
— Nie, Jasiek, nie, sama robiła będę, umiem ja wszystko... Zobaczysz, jaka ja robotna, a już porządek w chałupie miał będziesz taki, że i matka lepiej nie zrobi. A i kole świń, czy kole krów, też chodzić umiem.
— Gospodyni moja kochana! — pogłaskał ją miłośnie po twarzy.
— Ino jest to... że ja biedna sierota, a ty gospodarz, ino... — zaczęła nieśmiało.
— Głupiaś, a chcesz mnie, co?
— Jasiek! Jabym cię nie chciała, ja! — rzuciła mu się na szyję.
A potem mówiła nizkim, urywanym ze wzruszenia głosem:
— A pani powiedziała, że za to, co ja dobrze jej służę, to jak pójdę za chłopa, dadzą mi krowę z cielęciem, i maciorkę młodą, i sześć gęsi, i statków ździebko, i obleczenie do ślubu.
— Powiedziała tak dziedziczka, Nastusiu, powiedziała?
— A juści, a bo to raz. Jeszcze ze dwie niedziele temu, mówiła to przy gospodyni.
— To za twoją poczciwość, Nastusiu! a widzisz, Nastuś, za twoją poczciwość!... Będziesz ty gospodynią lepszą od tych wszystkich papa-