Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.
— 208 —

powiedzieli, że państwo są «w ogrodowym pokoju».
Dwór był parterowy, na podmurowaniu, ogromny, ze szpiczastym i bardzo wysokim dachem, ozdobionym dymnikami; od strony ogrodu miał terasę, szerokimi stopniami opadającą do trawników obwiedzionych nizkim, przedziwnie zielonym żywopłotem. Po obu stronach terasy, wskroś trawników, aż do rzeczki, biegły alejki czerwonych głogów i bzów fioletowych — a z okien widać było wielki pas łąk przyłęckich, zamkniętych lasami, i wieś całą, trochę skośnie leżącą w dolinie.
Winciorkowa stanęła przed szklanemi drzwiami wejścia z terasy i zajrzała nieśmiało do wnętrza.
— Czego to?
— Do dziedzica! — odparła chmurnie, cofając się nieco, bo po schodoch szedł rządca ciężkim krokiem.
Był to ogromny, czerwony, ordynarny mężczyzna, z krzaczastymi wąsami i porcelanowo-niebieskiemi oczami.
— A! Winciorkowa! Moje uszanowanie! — zawołał ironicznie. — A cóż, dobrzeście schowali tego zbója, co? Ale go znajdą, ja już tego