troskę, całą jej historyę. Płacząc, obejmując państwa za nogi, wypowiadała cichym, przebolałym głosem, wszystkie swoje cierpienia. Wyżalało swoją dolę to biedne, obłąkane cierpieniem, serce matczyne. Nie miała przed kim dać folgi uczuciom, a przed państwem mówiła wszystko, bo przecież jej biednej sieroty nie wydadzą na zgubę.
A dziedziczka, że to tkliwa wielce była pani, tak się przejęła tym smutkiem, aż łzy zwilżyły jej szafirowe oczy i twarz.
— Niobe! Chłopska Niobe — szeptała przez łzy do męża po francusku.
— Jakie skamienienie bólu ma w twarzy! Jaka ekspozycya! Co za ton tych siwych włosów, tej twarzy rżniętej jakby w starej miedzi, jaka wspaniała w tym ruchu znękania! Cudowna! Cudowna!
— Nie przerywajcie sobie... Płaczcie dalej — zawołała w ekstazie i przyniosła wielki aparat fotograficzny, bo namiętnie zajmowała się fotografią i malarstwem, ale uważała fotografię za rzecz donioślejszą.
Winciorkowa nic z tego nie rozumiała, oparta o ścianę, płakała cicho, a pani, ocierając perły łez, z szafirowych oczów płynące, zdejmowała jej twarz kilka razy.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.
— 211 —