Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.
— 235 —

Odwróciła się nieco i wyciągnęła z za stanika krzyżyk na czarnej tasiemce.
— Niech jej Pan Jezus da co dobre.
— I dała mi pani tę książeczkę, tu pono stoi wypisane wszystko: którędy i gdzie jechać, wiele płacić, i do kogo w tej Jameryce iść... wszystko... a tu jest także malowanie już tak zrobione, że tam jest każda woda, i góra każda, i drogi... Pani mi wszystko pokazywała i uczyła. Wręczyła mu mapę i książeczkę, schował ją do kieszeni i rzekł:
— Obejrzę sobie potem.
— A znasz się to na tem?
— Hola, bo mnie to ksiądz mało lachą smarował, jak mnie uczył! a potem to i uczyli mnie tam... nie mógł wykrztusić słowa: Więzienie.
Od dworu rozległ się głos jakiś, wołający: Nastuś!
— Już polecę, bo ino wypadłam po agrest dla kucharza...
— A pamiętaj! Ino świt, o drugich kurach. Wszystko ostaw, weź tylko na siebie, co masz najlepsze, nie żałuj, już ja ci kupię lepsze... Przychodź do matki.
— O samem świtaniu! Ano koszule to zabierę, i tę spódnice, co od pani, i tę chustkę