Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.
— 51 —

przyjaciela i mścił się za krzywdę swojego pana.
— Dosyć piesku, dosyć jeszcze go później pogryziemy. Dosyć... pójdziemy teraz się zameldować p. kapitanowi.
Pies przywarł do ziemi ze zmęczenia, a pan Pliszka wygolił się starannie, ubrał odświętnie w jakąś starożytną czamarę, przypiął jakieś trzy ordery na pierś, wyczernił obcięte krótko nad ustami wąsy, wyświątecznił się nadzwyczajnie i wyszedł paradnym krokiem.
— Pójdziecie panie do kościoła? — zagadnął go Józef z drugiej izby.
— Idź sam, ja nie pójdę.
Pan Pliszka codziennie gorąco się modlił, ale do kościoła nie chodził!
— Z Jezuitami nie trzymam — mawiał.