wiary, nadziei, którą przywiozła z tamtąd... z pól, z łąk, z lasów.
A potem opowiadał Antoś i miał serce pełne radości, a oczy pełne łez, zachwytu i szczerości.
— O jak tylko dorosnę, to zabierę mamę i pojedziemy na wieś, tam będziemy żyć, bo tam jest tylko dobrze! tam! — wołał rozentuzyazmowany i podnosząc oczy, opowiadał jedno i to samo, aż go matka musiała wypędzać spać, bo byłby opowiadał noc całą.
A Pan Pliszka słuchał uważnie, ale nie rzekł ani słowa... Bo tam, na wsi, jest tylko dobrze, tam! — powtarzał w duszy słowa Antosia i dziwnie się uśmiechał, dziwnie.
A późnym wieczorem, bo już przed samą północą, powrócili robotnicy! Powrócili, jak burza wiosenna, pełni wesela i uciechy i napełnili izdebki gwarem radości. Szczęście biło im z opalonych twarzy. Pokładli się zaraz, ale gadali długo, wspominali, śmieli się. Adam miał spuchniętą twarz, nic to jednak, to tylko w karczmie na zabawie, trochę się pobił, musiał przecież się «pobarowrać...» Hej! hej! jeszcze siły ma, jeszcze go ta Łódź nie zżarła! Niech tylko powróci do ojców, posiedzi ze dwie niedziele, to zobaczą...
— Spalibyście! Pyskują i pyskują, a człowiek
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.
— 62 —