Strona:Władysław Stanisław Reymont - Przed świtem.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.
— 93 —

trwogą śpiew: «Kto się w opiekę odda Panu swemu...»
I rwał się w wichurze, jak przesmutny jęk umierających...
— Chudziaki! Sieroty! — szepnął Jasiek, patrząc za niemi, i jakiś dziki żal ściskał mu duszę obolałą.
Powrócił jednak do karczmy już ciemnej i oniemiałej, bo dziewka zgasiła światło i poszła spać, w alkierzu pomilkły śpiewy, tylko dziad nie spał, obliczał z babą jałmużnę.
— Chuda fara! Dwa złote i dwadzieścia pięć groszy! całej parady... Hm!... niech im ta tego Pan Jezus nie pamięta, a wspomaga...
Gadał jeszcze, ale Jasiek już nie słyszał. Przytulił się do wygasłego komina, okrył się jak mógł w przeschniętą nieco kapotę i zapadł w kamienny sen...
Dobrze po północy obudziło go mocne szarpnięcie i światło skierowane prosto w oczy.
— Hej! brat! Wstawaj! Kto ty taki?... Pasport u ciebie jest?...
Oprzytomniał natychmiast; dwóch strażników stało przed nim...
— Pasport u ciebie jest? — zapytał po raz drugi strażnik, potrząsając nim jak snopem.
Ale za odpowiedź Jasiek zerwał się na ró-