sknota ogarnęła wszystkich i jak płomień żarła te marmurowe, bronzowe i porcelanowe serca; podniósł się cichy, przejmujący, żałosny chór jęków, i łkań, i modlitw.
Dyana śpiewała łzawą pieśń o gajach świętych, o pluskach źródeł przeczystych, o Grecyi, o wolności, o słońcu —
A tłum bogów i ludzi wtórował jej jękiem, płaczem i żałością. —
O, wtedy Komurasaki porwała się w sobie i wybuchnęła.
Pochyliła słodką twarz ku Antinousowi i zaśpiewała krótką a rozpaczliwą pieśń — żebrzącą pieśń miłości — konającego istnienia pieśń —
— — O weź mnie, otocz ramionami potęgi,
ukryj na piersi swojej i nie daj mnie
śmierci...
Kocham Cię i chcę żyć.
— — O weź mnie, bo boję się sama, bo noc
pełza, bo śmierć wyciąga straszne szpony
po mnie, bo już czuję jej oddech straszny...
Kocham Cię i chcę żyć!
Chcę żyć!
Choćby życiem robaka, choćby życiem rośliny —
Chcę żyć, chcę żyć! —
Kocham Cię!
Noc mnie wypija, śmierć mnie okręca
czarnemi skrzydły, ginę, przepadam — —
Zbaw mnie...
Kocham Cię!...