— Jakaś ty piękna! Nie, nie — bronił się — to miłość moja, to tęsknota moja, widzi cię piękną — ale ty nie jesteś moją miłością, ty nie jesteś nią...
A Komurasaki szalała ze szczęścia. Dusza jej wezbrała jak potok wiosenny, rozkwitła jak łąki, rozśpiewała się miłością, szczęściem zmartwychwstania!
— Idę do Ciebie, luby mój!
Rozkwitnę na twej piersi kwiatem szczęścia,
kwiatem miłości, kwiatem życia.
I słodką pieśń dziękczynienia zaśpiewam ci,
o zbawco mój... —
śpiewała Komurasaki, gdy pięciogłowy potwór stawiał ją na dawnem miejscu; tak się chwiała upojona szczęściem, że gdy ujrzała słodkie, oczekujące spojrzenie Antinousa, oszalała z radości i w uniesieniu najwyższem padła mu tak namiętnie w ramiona, że rozprysła się o tę pierś zbawczą na kawałki...
I tak pękło to słodkie porcelanowe serce Komurasaki.