Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Insurekcja.djvu/145

Ta strona została przepisana.

Dwa prawie kompletne bataliony regimentu Wodzickicgo. Żołnierz rosły, barczysty, dobrany wzrostem i zgoła w nowym moderunku: granatowe kurty z różowymi rabatami i takież pantalony, obcisłe z lampasami. Na głowach wysokie, czarne kołpaki z wąskimi daszkami, nad którymi trójkątna, wysoka mosiężna blacha z orłem, czyniąca z kołpaka podobieństwo biskupiej infuły; denko czerwone i strojnie zakrzywione niebieskie pióro; skórzana podpinka pod brodą; białe flintpasy, ledewerki, czarne z białymi orłami patrontasze, cielęce tornistry przy boku, płaska blaszana flasza u pasa i karabin z nasadzonym bagnetem na ramieniu. Oto była postać tych walecznych żołnierzów. Przed pierwszym batalionem jechał na karoszu major Lukke, a drugim dowodził major Kalk.
Maszerowali w przepisanym porządku, ściśniętym frontem, z doboszami w odstępach między kompaniami i młodszemi oficyerami na bokach. Przeszło tysiąc doborowego żołnierza; ława serc mężnych i oddanych ojczyźnie. Mimo drożnego marszu przeciągali przed Naczelnikiem wyciągnięci i sprężeni, jak na defiladzie, rypiąc nogami, aż się otwierało błoto. Krok przytem trzymali tak akuratnie mierzony, że las bagnetów dawał pozór stalowej, równej szczotki.
Naczelnik, pochylając się z konia, obejmował ich zadowolonem spojrzeniem, znajdując ich w wyśmienitej kondycyi, o czem był nawet mówił do stojących pobok: Zajączka, Madalińskiego, Mangeta i Fiszera.
Potem zazieleniła się niby łan kompania artyleryi Deybla: dwanaście armat różnego wagomiaru, cugi do-