Po nim następował VI-go regimentu, Ożarowskiego, batalion drugi pod starym pułkownikiem Szyrerem. Batalion wiódł ze sobą dwa działa trzyfuntowe.
Zaczem znowu pokazała się kawalerya długą kolumną zbrojnych mężów i koni wesoło parskających. Czoło kolumny sprezentowawszy broń przed Naczelnikiem, ruszyło truchtem. Łoskot bębnów i tętent koni dawał podobieństwo przelatującej burzy. Przemknęło ośm szwadronów Madalińskiego, główna siła jego brygady, wyprowadzonej niespełna miesiąc temu aż hen z nad Narwi. Znać było na nich trudy gwałtownych pochodów i nieustannych przerąbywań się wskróś nieprzyjacielskich zasieków. Właśnie o tej porze, gdy już były mgły opadły i słońce zaświeciło im w oczy, łacno dojrzał ich wymizerowanie. Wielu miało jeszcze głowy w zakrwawionych szmatach i na twarzach ledwie podgojone plejzery. Moderunek też pokazował się zszarzany i obdarty, zaś wychudzone, poszerszeniałe konie jeno grały żebrami. Przeciągali jednak miniasto, buńczucznie i z nieosłabłą ochotą na nowe trudy, boje i rany...
Za nimi przejechało również ośm szwadronów z brygady Walewskiego; tych brygadyer Manget osadził na miejscu, że dziw konie nie zaryły nozdrzami w błocie, zasalutował Naczelnikowi i ruszył na czele swojej brygady naprzód.
Ledwie zady ostatniego szwadronu zginęły w wąwozie, kiedy cała droga od Koniuszy zabieliła się, jakby śnieżną nawałą i tysiącznymi migoty.
Następowała potężna kolumna kosynierów. Prowa-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Insurekcja.djvu/147
Ta strona została przepisana.