bo był obraz Narodowego Teatru na reprezentacyi »Krakowiaków i Górali« w dniu 8 kwietnia.
»Patrzcie, Polacy, patrzcie,
Jak mało wam potrzeba
Do niewoli, którą macie:
Kajdan, wody i chleba«.
Tysiące pięści podniosło się groźnie i ryk wstrząsnął teatrem.
— Precz z tyranami! Precz z niewolą! Precz z aliantami!
»Niemądry, kto wśród drogi
Z przestrachu traci męstwo;
Im sroższe ciernie, głogi,
Tem milsze jest zwycięstwo«.
Teatr już słuchał z tchem zapartym, w milczeniu, jeno mimowolne okrzyki, westchnienia i niekiedy jakiś przejmujący szloch dawały miarę powszechnego poruszenia, że kiedy spadły zasłony, nie łacno się otrząśnięto z tych patryotycznych ekscytacyi. Spoglądano na siebie przełzawionemi oczami uniesień i zarazem zdumienia.
Właśnie wtedy był wszedł Zaręba i poszeptawszy na stronie ze spiskowcami, przypadkowo napotykanymi, przecisnął się na przód parteru i wsparty o baryerę grodzącą miejsca, muzykantom wyznaczone, najspokojniej rozglądał się dokoła. Był, jak zwyczajnie, po wojskowemu, niezwyczajnie tylko wymizerowany i blady, lecz dorodnością oblicza i foremnej postaci ściągający uwagę dam. Stał pod migotem lornetek, niby pod krzy-