Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Insurekcja.djvu/264

Ta strona została przepisana.

cyami. Nie gardził też wesołą kompanią i niejedną noc przy kielichach przesiadywał. Lubił się chełpić i nad drugich wynosić, ale, że znali go poczciwym, że pierwszy był do nadstawiania łba, że i worka nie szczędził i patryotą był gorącym i rozum miał bystry i wielką estymę u pospólstwa — to chętnie przyzwalali mu przewodzić nad sobą nawet oświeceńsi i znaczniejsi w mieście. Kogo zaś nie zniewolił do sprzysiężenia namową, wiarą w powodzenie i miłością ojczyzny, tego umiał zażyć z mańki, albo i nawet pogrozą zapędzić i twardo w ryzach trzymać. Zażywał uważania, lecz i strach budził niemały.
Właśnie był rozpoczął prawie o celu dzisiejszego zebrania, gdy wszedł ks. Meier z porucznikiem Zarębą i skłoniwszy się obywatelom, zajęli miejsca przy stole.
— Obywatelu, proszę przeczytać regestr obecnych — zwrócił się Zaręba do Kilińskiego.
— By się tu jaka parszywa owca nie zabłąkała — ktoś zauważył.
Czytanie katalogu nazwisk zajęło sporą kwotę czasu, ponieważ przy każdem były wymienione wszystkie, tytuły, których pomijać nie wypadało.
W pierwszym szeregu byli od konfraternii kupieckiej delegaci, szlachetni: A. Muradowicz, W. Horalik i A. Krieger, senior konfraternii młodziańskiej; potem obywatele i posesorzy, jak Borakowski, Klause, Piotrowski i drudzy; potem Efraim Osselewski, aptekarz miasta Warszawy, tak od konfraterniów, jako i od cechów, niemniej obywatelstwa warszawskiego delegowany. Zaczem szedł katalog starszych zgromadzeń, jak: M. Bo-