Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Insurekcja.djvu/278

Ta strona została przepisana.

Ale zgoda znowu nastąpiła przy nazwiskach hetmanów: Ożarowskiego i Kossakowskiego; obaj zostali skazani na śmierć, jak również i wielu jeszcze innych. Litania oskarżonych zawierała sto kilkadziesiąt nazwisk. Była pomiędzy niemi garść plebejów i żydów, ludzi nikczemnych kondycyi, lecz większość należała do pierwszych rodów Rzeczpospolitej. Już samo wyliczanie robiło wstrząsające wrażenie. Słychać było z pod masek ciężkie westchnienia, czasem stłumiony krzyk, a niekiedy jakby łkanie rozpaczy. Wielu bowiem usłyszało niespodzianie nazwiska swoich krewnych i przyjaciół. Ból, żal, wstyd i gniew zaszarpał niejednem sercem, że tem mocniej, tem namiętniej wybuchały głosy wyroków. Śmierć! Śmierć! Niby płyty grobowe zwalali na głowy wyklętych. I raz po raz na szare kartelusze spadało stado drapieżnych błyskawic, rozdzierających je na strzępy. Zrywał się grzmot uderzeń, jakoby łoskot spadających toporów. Każdy zabijał z mocą najgłębszych przeświadczeń. Niektórzy dawali postać, jakby się potykali, pierś o pierś uderzając, dumnie sprężeni, zasię inni bili skrycie, znienacka i z tem większą zawziętością, jeszcze drudzy ze spokojnym rozmysłem, a z taką siłą, że sztylety więzły w deskach stołu. Byli, których ciosy spadały lękliwie, jakby w obawie, iż z pod nich wytryśnie żywa, ciepła krew. Zwracało uwagę kilka masek sztyletujących z furyą; iż ciosy chybiały kart, ponawiały je, jakby dobijając leżących. Zaręba podejrzewał w nich kobiety.
Prędko skazano kilkadziesiąt osób na śmierć i wykonano wyroki in effigie; resztę, przeszło sto nazwisk, pozostawiono do późniejszej decyzyi.