Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Insurekcja.djvu/311

Ta strona została przepisana.

i usposobieniach. Głos mu brzmiał, niby spiżowa tarcza pod uderzeniem brzeszczota, przenikał żarem i przesycał otuchą. Już sam jego widok, jakoby obraz samej cnoty, samej wiary i stałości, skrzepiał serca i myślom dawał lot podniebny.
— Zaczynajcie! — wołał donośnie, aż w sali uczyniła się cichość — Chwila jedyna; jeśli pozwolicie jej przeminąć, nie powróci. Cała Polska na nas czeka! Wilno już gotowe! I wojska i lud, i szlachta, i nawet żydzi! Czekamy na hasło Warszawy. Na Litwie wszystko już gotowe, nawet postronki dla zdrajców! Uderzajcie! Niema już przeszkód nad opieszałość, bojaźń lub niewiarę, a tego suponować niktby się wam nie ważył — grzmiał ogniście.
Właśnie wybiła oznaczona godzina i Wielka Rada ukazała się w komplecie.
Zasiedli przy długim stole na środku sali, drugi obok zajęła kancelarya.
Generał Cichocki zabrał pierwsze miejsce, otoczony liczną asystą, jak generałów: Deybla i Orłowskiego; pułkowników: Dobrskiego i Poniatowskiego, oraz paru majorów i kapłanów. Z cywilnych byli: kasztelanic Mostowski, A. Trebicki, X. Działyński, brat szefa regimentu, J. Wybicki, Ciemniewski, E. Alve, Kiliński, Maruszewski i jeszcze kilku poważnych mieszczan. Jasiński z Grosmani’m, zostali zaproszeni do stołu Rady.
Cichocki, otworzywszy posiedzenie, udzielił głosu kapitanowi artyleryi, Wł. Roppowi.
Mówił zwięźle i po żołniersku, gorąco nawołując do powzięcia ostatecznej decyzyi.