pieczenie Saskiego Dziedzińca, którym mogą przejść na arsenał.
— Ani jednej zbędnej armaty, ani jednej zbędnej kompanii! — zabiadał Dobrski.
— Podporucznik Wroński! — rozkazał Cichocki, coś nagle zdeterminowawszy.
Zjawił się przyzwany i stanąwszy w progu, bystro toczył oczami.
— Weźmiesz półbateryę sześciofuntówek, po sto strzałów na działo, w połowie kartaczowych, zapasowe jaszcze, rezerwowe cugi, obsługę i zajmiesz natychmiast Saski Dziedziniec.
— Wedle rozkazu, panie generale! — zasalutował, cofając się zarazem do wyjścia.
— Czekaj! Mycielski z piechotą i wolonterami Konopki stoi przy Saskiej Kuźni, przyjdzie z pomocą. Powierzam ci stanowisko wagi najwyższej i ufam, jako spełnisz swoją powinność. Nie przepisuję ci porządku czynności, postąpisz, jak będziesz rozumiał. Z Bogiem!
— Ten młokos niema eksperyjencyi! — mruknął niechętnie Deybel po jego wyjściu.
— Ale bardzo zdatny! Znam go bliżej i polegam na nim w zupełności.
Rada odbywała się pospiesznie, kiedy oznajmiono wysłańca od Kilińskiego.
Majster donosił, jako Moskale w Dziedzińcu Krasińskich gotują się do wystąpienia.
»Szarpać ich ze wszystkich stron i zatrudniać«. Napisał krótki rozkaz Cichocki.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Insurekcja.djvu/384
Ta strona została przepisana.