— Jacek Bujak! — wyznał się i, umitygowany łaskawemi słowy Naczelnika, rozpytującego o różne okoliczności życia, opowiedział akuratnie, że Januszewicz, sekretarz akademii krakowskiej, wysłał go budzić ducha między ludem i rozpowszechniać wieści o nadchodzących dniach wolności. Już od wiosny błąkał się po kraju, a przystał na dyrektora dzieci Jaworskiego, żeby łacniej rozszerzać propagandę. Był w Krakowie uczniem filozofii i prawa, lecz odkąd poznał święte systemata Russa, poświęcił się głoszeniu prawdy, walce z tyranią i uszczęśliwianiu rodzaju ludzkiego.
— A skądże mnie znasz? — pytał ujęty szczerością jego entuzyazmów.
Młodzieniec wyjął z zanadrza czarną sylwetkę, nalepioną na niebieskawym papierze, i jawił mu przed oczy.
— Wszak utrafiony konterfekt! Kupiłem go w Krakowie u księgarza Maja i noszę na piersiach zamiast krzyża!
Potem opowiedział burzliwe ewenementy swojego życia w sposób pełen modestyi a z dosadną wyrazistością. Pokazywał się być gorącym patryotą i zarazem J. J. Russa czcicielem, cytując z modlitewnem namaszczeniem jego pisma całemi stronicami. Mówił ciągle po francusku, nie obce mu też było szersze rozumienie spraw krajowych i historyi. Rewolucyę miał za religię, uciśnioną ludzkość za Boga, zasię każdą tyranię za osobistego nieprzyjaciela. Wybuchał niby siarka, lecz czuć w nim było stałość i szczerą wiarę w głoszone systemata. Przemawiał górnie, lubując się w przesadnych
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/123
Ta strona została przepisana.