lecz potem czytałem zapowiedź miecznika, w której groził zajazdem i srogą zemstą! Wyraźnie stało czarno na białem. Stryjaszek tylko ręce zacierał z kontentacyi. — Wojna — to wojna! Udry na udry! a dziewczyny nie wydam — zapowiedział, całe swoje myślistwo spędził do Stoków, uzbroił i w strzelaniu egzercyrował. Przez dwa tygodnie leżeli obozem na dziedzińcu. Ja dom przysposobiłem do obrony, moździerze wciągnąłem na basztę, z okien porobiłem strzelnice, fosy zalałem wodą, strażami obsadziłem wszystkie drogi na milę wokoło i czekaliśmy z upragnieniem.
— Dziwno mi, że ojciec na was nie uderzył...
— Właśnie zmogła go choroba i poniechać był przymuszony. Pozwał jednak stryja do trybunału o wiolencyę i rozbój na gościńcu. Już czterech porąbanych i jednego trupa prezentowałem w grodzie do obdukcyi. Bronić się musimy, ale sprawa przewlecze się na lata, od czegóż juryści.
— Brzozowskiemu stała się jednak wielka krzywda!
— Otóż to! Pokrzywdzony na skórze i na honorze, a niema z kogo wziąć satysfakcyi, trudno, żeby wzywał na rękę Ceśkę! Już i tak dworują z niego, co wlezie, nawet krotochwilne wierszyki kursują o jego przygodzie — zaczął się śmiać.
— Dziwy się wyrabiają w tej Polsce, prawdziwe dziwy! A cóż na to panna Ceśka?
— Z początku nie popuszczała strzelby z rąk i srożyła się, jak żbik, ale teraz, imaginujże sobie, opuścił ją animusz i rozpacza nad tem, co się stało!
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/170
Ta strona została przepisana.