znaki pomiędzy młodzieżą i karteluszki, podawane sobie z rąk do rąk, ale coby zawierały, nie mógł się dowiedzieć. Zagadnął w tej materyi jakiegoś aspana, lecz ten jeno obrzucił go podejrzliwem spojrzeniem i, oddaliwszy się pod ratusz, wskazywał na niego jakimś oberwańcom, zebranym na stopniach pręgierza.
— Wziął mnie za szpieguna, czy co! — Ta drobna okoliczność wzburzyła go i naraz poczuł się dziwnie obcym wpośród tych tłumów. I sprężywszy swoją postać wyniosłą, bezwolnie potoczył dumnemi, władczemi oczyma. Jakże nikczemnemi zdały mu się w tej chwili te wynędzniałe twarze pospólstwa, przygarbione grzbiety, nieforemne postacie i lękliwe spojrzenia! I czemże były w istocie te bezimienne, szare ciżby, trwożnie ustępujące przed każdym urodzonym? Ks. Meier widział w nich niezwyciężone armie przeciwko tyranom! A Konopka tylko z niemi obiecywał dokonać rewolucyi! — Któż się tutaj uwodzi? Zali nie są to wszystko płonne rachuby? — dumał. — Mogąż się znaleźć ludzie, miłujący wolność i ojczyznę, między rzeszą zwyczajną jeno parać się miarką, łokciem a rzemiosłem? Zali w nich żywię co innego nad troskę o zysk i przeżycie jutra!... Gryzły go trwożne zwątpienia, lecz na sprzeciw wstały w pamięci wypadki rewolucyi francuskiej. Wszakże tam ci sami sławetni, ci zakuci w okrutne getta poniżenia, nędzy i pracy, zburzyli Bastylię, zburzyli tysiącletnią tyranię i obronili Francyę przeciwko skoalizowanym potencyom! I owo, ku uwiebieniu cnotliwych całego świata, nową ewangelię człowieczeństwa ogłaszają! Rozumowi a cnocie świątynie stawiają! Nawet staro-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/180
Ta strona została przepisana.