— Ale szczególniejszym wrogiem w Polsce mam »Człowieka poczciwego«.
Zaręba uwiesił pytające spojrzenie na jego wielce rozgniewanej twarzy.
— Jemu przysiągłem walkę na śmierć i życie, bo póki on trzyma rządy w mniemaniach powszechności, póty nie zaznamy ładu i prawdziwej wolności.
Przycichnął, gdyż wyszli z Piwnej na wązką uliczkę, prowadzącą do Bramy Krakowskiej i srodze zapchaną tłumami, powracającymi ze Starego Miasta; dopiero przedostawszy się pod domostwo Merliniego, piętrzące się niby kupa zmurszałych grzybów na boku Bramy, podjął znowu rozmowę.
— Człowiek poczciwy to najniebezpieczniejszy z tyranów! — mówił, kłaniając się co chwila komuś w ciżbach. — Poczciwy człowiek nie przeciwi się niczemu przez poczciwość: bowiem warcholstwo uważa za tężyznę; przemoc i zbrodnię wytłómaczy krewkością; nikczemność — swobodą przekonań; oczywistą zdradę — rozumem in statu. Wszystko taki wyrozumie akuratnie i wszystkiemu poczciwie pobłaży, byle jeno dali mu zażywać spokoju i nie tykali jego przywilejów! Panu Bogu świeczkę a dyabłu ogarek — to jego święte przykazanie.
— Nie wyplenisz tego rodzaju ogniem ni mieczem, próżna walka.
— Otóż to! Po stokroć wolę człowieka twardym, nieużytym, srogim, egoistą i szczyrym nieprzyjacielem ludzkości. Przynajmniej wiem z kim sprawa, jak go zmacać po słabiźnie i czego się spodziewać! Ale »człowiek
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/184
Ta strona została przepisana.