— W domu Barssów musisz waszmość przyoblec się w inną skórę.
— Chciałbym jeszcze zajrzeć na swoją kwaterę do Zajazdu.
— W bramie Nowomiejskiej sporo się zawsze kręci gapiów, pójdźmy inną drogą.
I powiódł go na Brzozową ciemną i straszliwie zaplugawioną, potem przemykali się omackiem jakiemś przejściem pod domami, po stromych, oślizgłych schodach i wśród okropnych fetorów. Wydostali się na Krzywe Koło.
— Co to za dama między zamaskowanymi? — spytał niespodzianie Zaręba.
— Kawalerski parol, że nie wiem. Wprowadził ją Kapostas.
— Zaciekła i w politycznych materyach wyćwiczona. Imaginowałem jejmość Barssową.
— Nie ważyłaby się na takie azardy przeciwne jej płci.
Kacper czuwał pod drzwiami kwatery, zaś ojciec Albin chrapał pod zielonym pawilonem tak mocno, że go nie rozbudziły światła ni rozmowy. Konopka odradzał zabierania w drogę nawet najbagatelniejszych drobiazgów.
— W razie złej przygody najmniejsza rzecz może wydać.
— Tom gotów — i zwrócił się do Kacpra: — Miej tu staranie o koniach, Pietrka też pilnuj, żeby się nie rozpił, a co poczta przyniesie, chowaj. Bądź zdrów! Za jaki miesiąc powrócę.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/216
Ta strona została przepisana.