Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/220

Ta strona została przepisana.

obwijając w papier sprzedaną Bastylię. — Kupujcie nową piosenkę obywatela Durandal...
— Na gilotynę! Śmierć zdrajcom ludu! — zerwał się wrzask w tłumach i zarazem siarczyste brawa witały wysoki, dwukołowy wózek, zajeżdżający pod więzienie i powożony przez katowskiego pachoła w czerwonej czapce i skórzanej carmagnoli.
— Hej, ministrancie, kiedyż się rozpocznie msza?
— Czyś tylko dobrze wyostrzył brzytewkę! Czy aby się imie książęcego karku!
— Niech tylko wyjrzy przez »narodową lunetę«, a kichnie w kosz, jak i drudzy.
— Tylko jeden »wózek sałaty« dają dzisiaj obywatelom! — Rwały się ze wszystkich stron głosy i całe morze głów zalało plac przed więzieniem.
Właśnie otwarła się brama, oddział żandarmów wystąpił, rozbłysnęły szable.
— Miejsca, obywatele! Msza się zaczyna! Miejsca celebransowi!
W bramie ukazał się Sanson, kat paryski, okutany w szkarłatny płaszcz, a za nim Jego Królewska Wysokość, książę Filip Orleański, przezywający się Filipem Egalité, wraz z Constard’em, obaj byli arystokraci, obaj byli rewolucyoniści, byli deputowani, byli konwencyoniści — obaj za występek spiskowania przeciw narodowi francuskiemu i jednej, niepodzielnej Rzeczpospolitej skazani na śmierć. Szli z rękami związanemi na plecach i już w śmiertelnych tualetach, bo włosy mieli krótko przystrzyżone, a kołnierze, u koszul wycięte, głęboko