nią na tronie z kwiatów i zieleni. Z niewidzialnych kadzielnic buchnęły błękitnawe dymy spowijając świątynię w wonne obłoki. Białe dziewice pochyliwszy pochodnie, jakby skamieniały we wdzięcznych pozach u stóp Bogini, a wraz chór dobranych głosów przy wtórze harf, zaśpiewał hymn na cześć mądrości.
»Descends, o Liberté, fille de la Nature«,
»Le peuple a reconquis son pouvoir immortel;«
»Sur le pompeux débris de l’antique imposture,«
»Ses mains relevent ton autel...«
»Niepokalany« biorący pierwszy miejsce wśród licznego pocztu dygnitarzów, zachowujących z trudem jaką taką powagę, siedział w dostojnem nieprzeniknieniu, wielki, jaśniejący poeta, zadowoleniem i potęgą. On jeden w tej hecy znajdował wzniosłość nowego kultu.
— Wszak to Robespierre powiedział: ateiści to nowy rodzaj arystokratów. To próba stworzenia nowej wiary, a później gotów się ogłosić nowym Bogiem. Bywało już tak, bywało! Zaszeptał złośliwie Zaręba.
— Milczże na Boga. Skarcił go zgorszony Chomentowski.
— Ucieszne jasełka. Ta Anbry śliczna, robi oko do St. Just’a, uważaj...
Rumor powstał, Niepokalny szedł złożyć hołd Bogini, za nim ruszyli dygnitarze, Sekcye i reszta obywateli. Południe wydzwoniły zegary gdy adoracyjny po-