łych kalotach i ze strusimi pióropuszami na głowach, honorując wchodzących obnażonemi szpadami.
Sala była pomiernej wielkości, ale bardzo widna i wspaniale zdobna w malowidła, wystawujące dawne przewagi oręża polskiego, w konterfekty najsławniejszych hetmanów, w stoły mozajkowe, posągi, zwierciadła i cudnie grający w słońcu kryształowy pająk, zwisający od sufitu zarzuconego jakoby spłowiałemi scenami z mitologii i złoceniami. Tron stał naprzeciw podwojów, na znacznem wzniesieniu, pod złoconym baldachimem, wyobrażającym rozpiętego orła; podtrzymywały go białe, smukłe kolumny; z lewej strony brał miejsce posąg Sobieskiego w zbroi rzymskiej, z prawej Wielka Katarzyna w postaci rycerza. Marmurowe wyobrażenia Elżbiety angielskiej i Henryka IV-go mieściły się niżej przed naczelnemi kolumnami.
Na stołach pod ścianami bieliły się popiersia: Cezara, Hadryana, Augusta i Marka Aureliusza. Ogromny komin z białych marmurów, sięgający prawie sufitu i błyszczący złotymi snopami Wazów, dźwigał na szerokim parapecie przeróżne figury z saskiej porcelany i olbrzymie świeczniki z kryształów.
Daleko było tej sali do wystawności majestatu godnego Rzeczypospolitej tchnęła jednak powagą i dostojnością wieków. Widok tronu przyniewalał do powściągliwości, a groźne oblicza hetmanów mówiły o dawnej chwale i potędze.
Na pawimentach, polśniewających lustrzaną gładzią, zaroiło się od dostojnej socyety. Przytłumione, dyskretne szepty zagrały brzękiem galantuomnych rozmów.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/275
Ta strona została przepisana.