Ta strona została przepisana.
jak nocami przekrada się do pałacu ambasadora. Z czemże tam lata, jeśli nie ze zdradą...
— Wstąpże z tem do ks. Meiera. Mnie pilno na miasto.
Wyszli razem. Na schodach jeszcze dołożył Kiliński niejedno, bo wiedział o wszystkiem, co się działo i mówiło po warsztatach i między pospólstwem.
Zaręba stawił się przed kasztelanową, przypominając obietnicę.
— Gotowam prosić Igelströma choćby zaraz.
— Właśnie przyjmuje do południa. Tam pono siła suplikantów wyczekuje...
— To i ja poczekam, korona mi z głowy nie spadnie.
I przybrawszy się stosownie do okoliczności, kazała się zawieźć do pałacu ambasady rosyjskiej.