paną — grzmotnął i zwrócił się do hetmana czerwony z gniewu. — Dostałem polecenie, aby redukcyi wojsk dokonać w ciągu paru tygodni. Gdzie są listy redukcyjne?
— Jeszcze nie wszystkie regimenty je przysłały. Ale cóż nam po nich, gdy niema pieniędzy na zapłacenie dezarmowanych.
— Nie moja sprawa. Wojsko musi być jak najprędzej pomniejszone.
— Pierwej trzeba mu wypłacić zaległe lenungi. Jakże postąpić? Wygnać? Mają broń, gotowi podnieść warchoł.
— Na buntowników są kije!
— Medykament jedyny, prawda, lecz ułagodzonych zapłatą snadniej przeciągnąć w alianckie szeregi. Ten wzgląd rozumiałem ważnym.
— Pożyczyć z kabritowskiej masy — wtrącił Sułkowski. — Jakże z Holendrami?
— Nie dadzą Rzeczypospolitej ani grosza bez gwarancyi pana ambasadora, zaś komisya likwidacyjna upadłych banków również nie da — odpowiedział Moszyński.
— Ale zmniejszenie wojsk zadekretowano w Grodnie, jest życzeniem Imperatorowej, a najpilniej wymagają tego dzisiejsze konjunktury polityczne — zabrał głos Ankwicz. — Drezdeńscy i lipscy emigranci budują na niem jakoweś zamierzenia, już chodzą burzące pisma po regimentach i snują się emisaryusze. Sprawa redukcyi, jak uważam, powinna być dokonana piorunem, jednego dnia.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/355
Ta strona została przepisana.