— Wszystkich klepek i licznej konsolacyi! — odparła zajęta z kimś rozmową.
— To waćpanna z rotmistrzem Nałęczem! Wiwat młoda para! — gruchnął wśród rzęsistych aplauzów i śmiechów.
Panna oblała się rumieńcem, ale jako była rezolut, w fechtach dyskursów wyćwiczona i kąśliwa, wparła w niego siwe oczy i, zebrawszy myśli, zadała:
— Dam zagadkę:
»Nie pije a wlewa i trzy po trzy plecie;
I znają go karczmy w niejednym powiecie.
Kto odgadnie, niech trzyma w sekrecie«.
— Habet! Habet! konterfekt jak żywy! A to mu odcięła! Nie daj się, Pietruś!
Badowski, srodze dotknięty, nie zreplikował, pozostawiając słuszną zemstę na później, bowiem przy głównym stole starosta Kossowski wnosił zdrowie gospodarza w przezacne ręce godnej jego małżonki.
Rumor powstał, szli ucałować rączki jejmości dobrodziejki, a potem, napełniwszy kielichy, ruszyła młodzież pod wodzą Badowskiego do chorego.
Na krzyk wiwatowań, Ceśka wybiegła do sieni, drzwi za sobą przywarła i zagrodziła im sobą drogę.
— Poniechajcie waszmoście, właśnie miecznikowi uczyniło się słabiej — prosiła.
— To napij się z nami, luby Cerberze! — śmiał się Badowski, próbując ułapić pannę w pół i nalać jej do ust wina: snadź wziął ją za respektową.