Rozpacz ogarniała cnotliwych na widok upadku do jakiego przychodziła Rzeczpospolita. Gorętsi widzieli sprawców w Radzie Nieustającej, w królu i pomiędzy dygnitarzami formacyi grodzieńsko-targowickiej. Przeciwko nim rosła nienawiść, szczególniej wśród pospólstwa. Podsycał ją nieustannie a zaciekle Barani kożuszek pod Krakowską Bramą, wysławując ich szpetne uczynki i zdrady w jadowitych wierszykach, zaś ich wyobrażeniom ucinając głowy na małej gillotynie. Karę aplauzowano powszechnie a wierszyki krążące w tysiącznych odpisach, wciskały się nawet do rąk królewskich.
Nie przeszkodziły temu gniewy dotkniętych, ni zdwojone straże, ni nawet obwieszczenia Marszałka, grożące burzycielom spokoju, ciężkiemi karami. Spiskowi nie żałowali trudów, a mając po swojej stronie pospólstwo i zakonnych kwestarzów, wszędzie docierali ze swoją propagandą. Zwłaszcza ojciec Serafin, przebierając się w habity różnych konwentów dla zmylenia szpiegunów, pracował z niesłabnącą żarliwością. Pod pozorem kwesty, włóczył się po mieście całymi dniami, wszędzie budząc ognistem słowem sumienia i nawołując do oręża. Z jego też przyczyny po wielu kościołach nawet konfesyonały służyły za trybuny agitacyjne. Pomagał nie mało ks. Jelski, obywatelskiemi kazaniami, głoszonemi przy każdej sposobności, zaś ks. Meier sam starczył za tysiąc agitatorów. Prawdziwą jednak duszą poruszeń wśród szerokich mas ludu, stawał się Kiliński. Oddany sprzysiężeniu, bystry, obrotny i wymowny, jak szczupak nurkował po głębokiem dnie miasta. Znaczył jego głos i na magistracie między rajcami, liczono się
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/464
Ta strona została przepisana.