młodszych oficyerów, ogniskowały się wszystkie nici sprzysiężenia. O tej kwaterze wiedzieli tylko najzaufańsi. Otoczono ją też tajemnemi strażami i pilnowano niby źrenicy. Zaręba przedostał się od strony ulicy Elektoralnej, przez ogrody i przejścia znane jedynie wtajemniczonym. Przyjęli go okrzykami radości, szczególniej Chomentowski był mu niezmiernie rad, z czego korzystając Zaręba, pytał o wczorajzze zebranie na Reducie.
— Kapostas dał takie racye, że większość nie chciała decydować terminu.
— Bez rozkazu Kościuszki nie chciał nic decydować — dorzucił porucznik z regimentu Działyńskiego, Sierpiński, gorący Jakobin. — Nie widzę ja przyczyny, dla czego mamy zależeć od człowieka tak oddalonego od kraju — to urąga rozsądkowi i paraliżuje nasze zamierzenia! Dodał kłótliwie.
— Naczelnik — wyrzekł z mocą Zaręba. — Naród złożył w jego ręce swoje losy.
— Dyktator! Samowładca! Warcholił gotowy do zaciekłej sprzeczki, lecz Zaręba dojrzawszy w sąsiedniej stancyi Radzymińskiego, poszedł do niego.
Rotmistrz był wymizerowany, blady z gorączką w oczach.
— A moje sprawy przybrały obrót niefortunny — zagadał po przywitaniu.
— Właśnie byłem ciekawy, żaliś czego dokonał.
— Pamiętasz jak sobie planowałem postąpić z taborem! Po przyjeździe do Warszzwy, uformowaliśmy z Konopką, najdoskonalszy plan. Przyszła nam w pomoc
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/467
Ta strona została przepisana.