docznymi śladami pośpiesznej ucieczki, to go przyprowadziło do takiej złości, że przy indagacyach własnoręcznie batożył służbę i rozbijał sprzęty. Rozwścieklony popędził dalej i niby wygłodzony wilk rzucał się na nowe ofiary. Tak się zabawiał do rana, przelatując ze swoją zgrają po Warszawie i pozostawiając po sobie jeno rozpacz, łzy i przekleństwa.
Dopiero w przedpołudniowych godzinach dowiedziała się powszechność o zdarzeniach nocy. Miasto zawrzało gniewem i zgrozą. Lotem błyskawicy obleciały nazwiska aresztowanych. Wzięto szambelana Węgierskiego, młodego Węgierskiego, majora Czyża i kilkunastu cnotliwych, poważnych obywatelów. Wiedziano również o ocaleniu Kapostasa i ucieczce Joachima Moszyńskiego i Dziarkowskiego, właściciela kawiarni na Mostowej. Tłumy pociągnęły na Zamek z protestacyami na poczynanie sobie ambasadora, że król pod naporem poruszonej opinii wysłał do Igelströma marszałka z żądaniem uwolnienia aresztowanych. Nadarmo, wskórał jeno obelżywą odmowę i nowe poniżenia.
Rzeczpospolita leżała bezsilna pod stopami nikczemnego satrapy. Głęboka konsternacya i upadek ducha objawił się wśród sprzysiężonych. Obawiano się słusznie, iż po tych aresztowaniach mogą nastąpić dalsze. Baur bowiem zabrał wiele kompromitujących papierów. Trwoga też przejmowała myśl, jak się zachowają przy indagacyach aresztowani? — Żali pod naciskiem różnych prywacyi dotrzymają sekretu! — Zwłaszcza moderanci zgrupowani przy Kapostasie, dali szpetny przykład rozprzężenia i dezercyi. Wielu z nich potajemnie opuściło
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/480
Ta strona została przepisana.