cznie zdziwioną, oczy siwe, nos rzymski, perukę białą o bujnych puklach i zebraną w harcap; żaboty koronkowe, gęsto polśniewały brylantami. Wspierał się na bogatej rękojeści szpady, zaś w prawej ręce trzymał kapelusz z piórami, którym rad zamiatał przed damami, prawiąc im strzeliste dusery.
Dawał z siebie obraz jakowegoś markiza z czasów Ludwika XV, na którego dworze bawiąc czas dłuższy, tak się był przejął strojem i obyczajem francuskim, że śmieszył całe województwo lubelskie.
Szlachta serdecznie dworowała sobie z jego zagranicznych rozumów i gospodarstwa prowadzonego na francuski ład, tysiączne anegdoty krążyły o tem po kraju. Lecz nie zwracano uwagi na niego, gdyż oczy domowych pociągał tylko porucznik Rymkiewicz. Marynia, siedząca przy matce, raz po raz bladła, to płonęła, nie śmiejąc, mimo swej rezolutności, podnieść oczu ni przemówić do niego, chociaż zdarzały się sposobne okoliczności; nawet odwieczne rezydentki, obsiadłe kanapy, spoglądały na niego z tkliwym podziwem.
Kawaler bowiem był co się nazywa świetny: smukły w miarę rozrosły, giętki i wielce dwornie ułożony, ślicznej twarzy, włosów czarnych rozebranych nad czołem i spływających pokrętnymi kędziorami, oczu piwnych i jarzących, nosa foremnego i warg świeżych jak maliny. Ubrany też był na podziw, modą »les Incroyables«, jakby się zjawił na pokojach prosto z Palais Royal’u; ogoniasty frak w pasy rudo-niebieskie, o krótkim stanie i klapach, zakrywających całe piersi, leżał na nim jak ulany, biała chustka okręcała mu szyję aż
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Nil desperandum.djvu/56
Ta strona została przepisana.