Zaręba za kadeckich czasów widywał go dosyć często i zblizka, lecz teraz widział tylko jakby jego nieprzeniknioną maskę, pod którą można się było dorozumiewać strasznej nudy i obojętności na wszystko.
— Antoni Żukowski, kapitan z bywszego pułku przedniej straży, szefostwa księcia Wirtemberskiego! — rozległ się dźwięczny, donośny głos i raptem urwał, gdyż oficyer zachwiał się i byłby runął, gdyby go w porę nie powstrzymano. Zrobiło się zamieszanie, posadzono go na krześle, liberya przyniosła wody i gdy się nieco orzeźwił, król przystąpił do niego, nie pozwalając mu się podnosić i troskliwie jął się rozpytywać. Mówili prawie szeptem i snadź coś ważkiego, król bowiem załamywał ręce ze szczerem współczuciem, zaś twarz kapitana nabierała żywej barwy i łzy mu błysnęły w oczach. Król, przeczytawszy jego suplikę, nakreślił na niej jakąś rezolucyę i podał ją Ghigiottemu.
I tak się nim zainteresował, że podszedłszy do żałobnych dam, jeszcze się odwracał do niego i wzdychał; naraz cofnął się w tył wystraszony, bo damy padły mu do nóg wśród szlochów i wołań:
— Ratuj nas, Najjaśniejszy Panie! Ratuj skrzywdzone sieroty!
I, nie czekając pozwolenia i przerywając jedna drugiej, zaczęły rozpowiadać zawiłe pienia z biskupem Kossakowskim, skarżąc go o gwałty, zajazdy i wyzucie z mienia; miał im zagrabić ziemię pod swoje miasteczko Janów, jakąś karczmę na Świńskim Dołku i kilkunastu poddanych. Żale były przeplecione łkaniami, pełne
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/169
Ta strona została przepisana.