Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/425

Ta strona została przepisana.

pełniący przyboczną straż Króla Jegomości. W bramie, miasto wrótni, zagrodzonej baryerą, stały warty z nasadzonymi bagnetami, w długim dziedzińcu, pełnym rumowisk, kupili się żołnierze, jakby coś uradzając, gdyż podnosiły się wzburzone głosy i zaciśnięte pięście.
— Cóż się tu dzieje? — spytał Hłasko wachmistrza Grodzickiego, czekającego na nich.
— Obsadziłem bramę i wszystkie wyjścia, czekam rozkazów pana rotmistrza — zasalutował przed nim. — Byłbym nikogo nie wypuścił — szepnął znacząco. — Wszak tu chodzi i o naszą skórę. Już nas wszystkich brał na spytki.
— Stańże waść przy drzwiach, by nam kto nie przeszkodził... a czuwaj!...
Zakrzewski mieszkał w narożnej baszcie, srodze już spękanej od góry. Zajmował dwie stancye w parterze, urządzone z żołnierską modestyą. Właśnie był siedział pod wązkiem oknem, koncypując raport, gdy weszli. Porwał się i, na widok przyjaciela, zaczął prędko mówić, nie bacząc na żadne względy.
— Wiesz, co mi rotmistrz narobił? Zbuntował moich żołnierzów i poprowadził ich na zbój! Oficyerem jesteś, to rozumiesz, jaki to kryminał napadać w czasie pokoju na sprzymierzone wojska i to pod bokiem króla i sejmujących Stanów! Gardłowa to sprawa! I w mig się rozniesie, ambasador zażąda od króla satysfakcyi, a na mnie nieszczęsnym wszystko się skrupi. Ja odpowiadam za szwadron przed królem i hetmanem. Zaraz pójdę z powinnym raportem, a waści każę zamknąć na odwachu. — Zaczął się gorączkowo ubierać. —